5 grudnia, dokładnie o godz. 17 wszystkie świąteczne iluminacje, które od jakiegoś czasu były rozlokowywane po całej Warszawie - zostały rozświetlone.
Ja byłam wtedy w Berlinie - trochę żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć, ale na Placu Zamkowym zebrały się takie tłumy, że mimo wspaniałej atmosfery jaka na pewno panowała w oczekiwaniu na włączenie iluminacji, chyba lepiej wybrać się podziwiać dekoracje teraz, gdy można wszystko dokładnie podziwiać i dotknąć :)
Chociaż w ten weekend również na Trakcie Królewskim było dość tłoczno - mimo fatalnej pogody, na Placu Zamkowym, Rynku Starego Miasta, Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie spacerowało, odpoczywało, jeździło na łyżwach, piło grzane wino i pstrykało fotki tysiące Warszawiaków, turystów z Polski i ze świata (np. z Grecji :)).
I muszę powiedzieć, że pod względem dekoracji nie odbiegamy zbytnio od Berlina, jednak na pewno brak nam jeszcze ich rozmachu i fantazji, jeśli chodzi o jarmarki - sklepiki oferują raczej niezbyt szeroki i raczej mało kreatywny asortyment, ale za to dość wysoko się cenią: sztandarowy jarmarkowy produkt - grzane winob - podawane jest w papierowym kubku od kawy o pojemności 150 ml i kosztuje 10 zł (prawie tyle co większe i lepiej podane wino w Berlinie).
A czy tak trudno byłoby chociaż wyprodukować jakieś ładne kubki, za które jak w Niemczech pobierana byłaby kaucja - z pewnością sporo osób wzięłoby przynajmniej 1 kubek na pamiątkę.
No ale może kiedyś dojdziemy i do tego etapu, a na razie cieszmy się tym co jest, a wino zawsze można zrobić w domu i wypić z berlińskiego kubka :) - spójrzcie na fotki :)
Jarmark pod Stadionem Narodowym
dekoracje na ul. Freta
I hit wieczoru - misiek opowiadający świąteczne bajki na Rynku Nowego Miasta :D
i dalej ul. Freta
a dalej Stary Rynek z lodowiskiem - prawie jak pod Berliner Fernsehturm ;)
I przesłodka choinka na Placu Zamkowym :)
I schniemy w Starbucksie na Nowym Świecie - pierwsza knajpa, w której było wolne miejsce po drodze z Placu Zamkowego - magia deszczu ;)
Na Nowym Świecie drogę przeciął nam również Mikołaj na rowerze...;)
A gdy przestało padać na tyle, że nie musiałam się obawiać o przyszłość mojego aparatu - wróciliśmy na Krakowskie Przedmieście
Podwale - kolejny jarmark - chyba największy i najbardziej klimatyczny
A.. i jeszcze cieżarówka coca-coli, która w niedziele zawitała pod Arkadią ;)
A w kolejny weekend sprawdzę jak wyglądają dekoracje w rodzinnym Poznaniu - zapraszam :)
Pozdrawiam,
M.